2012-05-24

AHAB. THE GIANT.

Ahab. Stary Grom. Tajemniczy kapitan statku wielorybniczego, który cały swoje życie poświęca zemście na kreaturze, która nieodwracalnie go okaleczyła - legendarnym białym kaszalocie, Moby Dicku. W finałowej walce ginie wciągnięty w morskie odmęty przez tego mistycznego potwora.


Od tego bohatera nazwę wziął niemiecki zespół określany gatunkiem funeral doom metal, czy bardziej poetycko whalecore. Dość trafnie zresztą - główne cechy charakterystyczne tego zespołu to horrendalnie nisko nastrojone gitary, growl brzmiący jakby wydobywał się z wnętrza Rowu Mariańskiego i tempo oscylujące średnio w okolicach -43 bpm. W tym miesiącu wydali najnowszą płytę "The Giant" i ten fakt jest właśnie pretekstem do stworzenia kolejnego posta.



Osobiście muzyki Ahab używałem dotychczas w bardzo konkretnym celu - była idealna jako tło do pracy / siedzenia po nocy. Ich ślimaczo wolne motywy doskonale komponowały się z ciemnością za oknem i idealnie wypełniały ciszę panującą w pokoju. Co by nie powiedzieć ich muzyka nie może być porywająca - to 100% doom zagrany 4 razy wolniej. "Jedynka" i "dwójka" dla mnie były dość podobne, a tutaj następuje krok dalej. Muzyka nie jest już ciągłym "wielorybem" - gęściej pojawiają się nieprzesterowane gitary i bardziej wyeksponowane zostały czyste wokale, a nawet chórki! I muszę powiedzieć, że to wszystko świetnie uzupełnia muzykę tego kwartetu! Zabieg zdecydowanie in plus. Co prawda nadal dużo jest tego "starego Ahaba", ale wszystko znajduje teraz odpowiedni umiar przez co zanikła "monotonność" poprzednich wydawnictw. Mój osobisty "nocny soundtrack" uzyskał nowe oblicze. I bardzo mnie to cieszy, bo zapuszczać się w ciemne morskie głębiny wypełnione niesamowitymi stworzeniami wyjątkowo preferuję.

Ahoy Ahab.

7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz