2012-05-23

INS LODSCH GEHEN BITTE

Rzadko kiedy zdarza mi sie w dzień pański wychodzić z domu. Gdy nie jestem zmuszony do tego przez zajęcia na uczelni, raczej wolę nie oddalać się od swojego łóżka dalej niż na 3,45 metra. 20 maja nastąpiła sytuacja bez precedensu - nie dość, że opuściłem swoje mieszkanie to jeszcze przekroczyłem granice Warszawy. I to o ponad 150 km. Pretekstem do tego szaleństwa stał się koncert francuskiego postwora o nazwie Dirge. Oczywiście normalnie nie byłoby opcji, abym na mocno średnio znany mi zespół (chociaż z najnowszej płyty bardzo dobry) jechał, aż tak daleko od miejsca zamieszkania. No, ale że Yony jechał...

Samą wyprawę na gig połączyliśmy ze zwiedzaniem mieszkania Dobrych Ludzi (gdzie swojego czasu, znany tu i ówdzie, zespół Forma dał koncert akustyczny) i ulicy Piotrkowskiej, gdzie działy się rzeczy niespotykane - indianie, Czesławy, kamienni ludzie i grillowane oscypki. A wszystko to w zimnych objęciach niedziałających fabryk wypełnionych duchem dawnej świetności.

Comy nie było :O











Zwróćcie uwagę na to zdjęcie. Niby rykszarz, niby ulica, sielanka. Ale jest tam ktoś, kto chce Was zabić. On zawsze tak robi, gdy się go fotografuje. Zawsze, nawet z nienacka i nawet z daleka.








Sam koncert Paryżan poprzedzony był występem lokalnego bandu o wyjątkowo oryginalnej nazwie Help (mała dygresja apropo "niespotykanych nazwy" - spróbujcie znaleźć w sieci całkiem zacny zespół The Cumshots ;]). Co można powiedzieć o ich performance? Że pozytywnie mnie zaskoczył - dużo sprzężeń, energetycznie i z luzem. Nawet wokale niezaprzeczalnie kojarzące się ze stylistyką emo nie raziły moich uszu (prawda jest taka, że od pierwszego mojego spotkania z taką formą ekspresji wokalnej, podczas odsłuchu Suicide Season, zdarzyłem się przyzwyczaić i od podejścia "co to kurwa za gówno" przez do podejścia "ok, takie czasy"). Ale próbowałem słuchać Help z jakiegoś vid na YT i słabo, gig zdecydowanie lepszy.

A Dirge. Hmm, było nieźle (czyt. depresyjnie, przytłaczająco i MEGAciężko + plus zajebiste wizualki), ale muszę się pożalić. ZA GŁOŚNO KURWA!!! Gdy ustawiali sam bas to cały budynek trząsł się w posadach. A jak pierdolnął cały zespół to mogło spowodować zupełnie niespodziewaną trepanację czaszki (swoją drogą chyba u kilku osób nastąpiła - świadczyły o tym ciała wijące się w konwulsjach pod sceną). I niby metal i niby trzeba napierdalać. Ale ja już chyba jestem stary i potrzebuję "ludzkiej" głośności, aby móc cieszyć się selektywnością koncertu. Bo Dirge jako zespół muzykę robi świetną - niemalże każdy motyw melodyjny jest "zapamiętywalny". A tutaj - niestety gineły pod naporem gitarowego zniszczenia. Zdjęcia z wydarzenia już są w "fabryce talentu" i będą opublikowane w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin. Mały teaser:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz