2012-06-17

MAJOR KONG. DOOM FOR THE BLACK SUN.

(litery połączone w słowa przez Yonego)


Z dziennikarskiego i fanowskiego obowiązku muszę pochylić się nad tym materiałem. Bardzo lubię takie granie starego typu. Sabbathowe riffy, fuzzy, kaczki i gibsonowate brzmienie. Słuchając Doom For The Black Sun dosłownie brakuje mi w tle... nie, nie Osbourne’a. Raczej bym chciał jakiegoś Erica Wagnera z Trouble. Albo Marca T. Z Dirge. Niestety tego nie ma. Tak naprawdę odpłynąłem dopiero przy Primordial Gas Clouds, czyli przy trzecim numerze. Czekałem na jakąś narkomańską jazdę, na płynący riff, który wkręci mnie bez żadnego dodatkowego zasilania. Tak naprawdę ta płyta zaczyna się dla mnie od tego numeru. Otwierający IDDQD wprowadza jakoś w temat oparów dymu i czerwonego światła, ale drugi kawałek, The Swap Altar otwera tak wesolutki riff, że aż mnie rozbolały dziąsła po wyrwanych zębach od ilości cukru zawartego w tych dźwiękach i zniknęly pionowe paski na moim super kraciastym, flanelowym bezrękawniku. Komuś to na pewno pasuje, ale dla mojego starego łba, umęczonego przez Neurosis i wspomniane wcześniej Dirge jest to zdecydowanie... zbyt ładne.
Na szczęście zaraz po Primordial... jest Acid Transmission. Jak sam tytuł wskazuje można przyjąć kryształek przed posłuchaniem. Można ale nie trzeba, bo utwór i tak wprowadzi w kwasowy odlot. Byle zjazd nie był zbyt ostry...
Witches On My Land i Demolition Whale to przysłowiowe wisienki na torcie. Torcie, dodajmy, ostro zaprawionym bourbonem. 

MaryAnn! MarryAnn!! Give me another beeer! And make sure it’s cold this time, bitch!

Na koniec dosypię jednak soli do tego ciasta. Kurwa mać, kto to miksował? Ten materiał prosi się o oddanie w pełni lampowego pierdolnięcia na greenbackach, którego w nagraniu po prostu nie ma. Całość brzmi jakby była nagrana na próbie. I nie ma tu nic do rzeczy, że nagrywana była na setkę. To ma mi przesterowywać kolumny, wypchnąć gwizdki i zrobić drugsową zupę w mózgu a w nagraniu tego zwyczajnie nie słyszę. Jak by było cudnie, gdyby miks i master zrobił Jasiek Galbas, który w moich oczach wyrasta na najlepszego polsiego specjalistę od stonera, co udowadnia w pełni miks Satellite Beaver. Po warsztacie muzyków domniemywam, że koncertowo Major to miazga, więc przykro mi strasznie, że nagranie tego nie oddaje. Za czyste na setkę i za mało dołu. Tu ma być brud, mam rzygać z wrażenia po płycie. Niestety, brzmi to... po polsku. I jeszcze pech chciał, że w iTunesie zaraz po ostatních dźwiękach Major Konga odpaliło mi się Curl Of The Burl...

MaryAnn, gdzie to moje pierdolone piwo?!

7/10 za kompozycje
4/10 za nagranie
Yony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz