2012-09-12

CRYPTOPSY. CRYPTOPSY.


Tak się złożyło (pewnie wiele osób mogłoby w tym miejscu rzewnie zapłakać), że Cryptopsy poznałem dopiero wtedy, gdy wydali album "The Unspoken King". Co prawda wcześniej czytałem o nich "gdzieś tam" przy okazji płytki "Once Was Not" ("najszybsze blasty na świecie"), ale dopiero przy "The Unspoken King" sięgnąłem po samą muzykę. 2008 rok był okresem rozkwitu gatunków takich jak metalcore, czy deathcore, ja sam zasłuchany byłem w "An Ocean Between Us" AILD, czy "Count Your Blessings" / "Suicide Season" grupy BMTH. Dlatego też ja, w opozycji do całego świata, "The Unspoken King" przyjąłem pozytywnie i przez pewien odcinek czasu dość często dodawałem do mojej osobistej playlisty.

Teraz jednak mamy rok 2012, a Cryptopsy wypuszcza kolejny album. Nazwany tak samo jak zespół, wydaje się symbolicznym powrotem do "tego dobrego" i z różnych źródeł docierają do mnie informacje, że właśnie tak jest. Koniec eksperymentów, czas na death metal. Tak?


No nie da się ukryć, że kosi ta śmierć. Jest brutalniej, szybciej, bezmelodyjniej i wpierdol. Nie ma już czystych wokali, nie ma już rozśpiewanych refrenów. 34 minuty technicznego death metalu w zabójczym tempie. Zwykle nie kupuje muzyki z takim tagiem - ciężko mi się odnaleźć w ultra-szybkim przebieraniu palcami ku chwale śmierci. Ale tutaj jest inaczej - technika jest narzędziem, dzięki któremu zespół buduje swoje kompozycje. A te zawsze mają sens plus wypełnione są groovem, który bez problemu wprawia górne części ciała w stan "choroby sierocej". I tak właśnie to wygląda przez 100% tego krążka. Czasem pojawiają się jakieś dosłownie kilkunastosekundowe "wtręty" w postaci jazzującej wstawki (Red-Skinned Scapegoat), czy "pozytywkowo-serialowej" melodyjki (Damned Draft Dodgers), ale to wszystko i tak tylko złudne przystanki podczas tej półgodzinnej podróży...

Brzmieniowo jest bardzo fajnie - wszystkie instrumenty są czytelne i nic nie zakłóca odbioru całości. Dlatego też najnowszy krążek "Cryptopsy" odbieram pozytywnie, aczkolwiek nie spodziewam się, iż często będzie gościł w moim odtwarzaczu. No ale przecież nie jest żadną tajemnicą, że głęboko w środku raczej czuję czerń, aniżeli śmierć.

7/10.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz